Ludziska! Nie obrażajcie się, a powiedzcie jaka jest różnica między np. kadmem jednej firmy a drugiej. Ja myślę, że to może by proszek z tej samej "beczki", od tego samego producenta, w końcu, nie ma ich wielu. Różnica polega tylko na tym, ile faktycznie jest podanego pigmentu, a jaką resztę stanowią wypełniacze, polepszacze konsystencji. Cudów nie ma.
Może się zdarzyć, że w tańszej marce, do np. drogiego kadmu czerwonego dorzucony jest tańszy pyrol. Farbie to bardzo nie szkodzi, trwałością nie odbiega, ale bądź co bądź jest to nie w porządku. Wiem, że któraś firma tak robiła.
Tak sobie myślę, że może te podbite kolory w średniej ceny farbach są uzdatniane mocnymi organikami? Np. żółcienie kadmowe, azowymi, kadmy czerwone pyrollem. Do słabej ultramaryny można zawsze dodać ftalo i będzie bić w oczy przejrzyście.
Beatko, podoba mi się idea, malowania gorszej jakości farbami na spód, takimi szybkoschnącymi ziemiami, umbrami, itp. Laserować i poprawiać można wtedy cieniutko najdroższymi, tak przecież robiono w renesansie. W partii nieba kładziono tańszy azuryt z bielą, bądź indygo, a na to cieniutko drogą ultramarynę. Ultramaryna naturalna jest bardziej transparentna niż obecne syntetyki. W tamtych czasach szczególnie dbano o to, żeby kolory się nie marnowały, trzeba było zużyć wszystko. NIE było dziesiątków firm wyposażających artystów w dowolne kolory w tubach. Kupowano najczęściej od kupców, albo w aptece.
Słusznie zauważył Zephyr, że Van Goghi nadają się jedynie do szkiców, albo głębszych partii obrazu. Ale Amsterdamy wyrzucił bym na śmietnik, te farby są dobre to malowania makiet, scenografii na "jeden raz", a nie dla artysty.
Jagodo, wypróbuj MasterClassów.

Mogę Ci je z serca polecić. Patrz na próbnik kolorów, bo nie wszystkie są światłotrwałe. Zwłaszcza, Indygo, czy jasna wersja fioletu kobaltowego. Żółcień strontowa, lekko zielenieje od światła, ale tylko w ekstremalnych warunkach. Zresztą tych farb Rosjanie podobno używają czasem do retuszy przy konserwacji w Ermitażu.