Z niektórymi radami Zephyra mam prawo się nie zgodzić i nie zgadzam. Ot tak, żeby z dyskusji wykrzesać kilka iskier zacięcia.
Co do laserunków na impastach, to trzeba zrozumieć kilka rzeczy. Trzeba pamiętać, że ci malarze, o których mówisz Beatko, żyli w innych czasach i posługiwali się innymi materiałami. Po pierwsze kładli impasta bielą ołowiową, po drugie dodawali do nich często szkło, kalcyt i jajko, co dodatkowo wzmacniało i przysuszało impast. Taki impast był suchy całkowicie już po kilku dniach. Z drugiej strony można położyć laserunek na jeszcze nie doschniętą grubą warstwę, tylko trzeba wyłapać odpowiedni moment, tak żeby warstwy zaschły w całej masie. Lekki dodatek terpentyny (do laserunku) delikatnie rozpuści zaschniętą błonkę i warstwy połączą się. Ale trzeba uważać. Turner kładł przezroczyste impasta z kredą w środku, dlatego potem prześwitywały zmydlone warstwy. Jest w jego malarstwie parę drobnych trików, ale w większości to solidna praca i warsztat. To że zaczynał od akwareli i był w tym znakomity, pozwoliło mu pracować laserunkowo w oleju. Akwarela to przecież technika stricte laserunkowa.
Ps. Szlag mnie trafia jak słyszę o sykatywie w sprayu, co za idiota to wymyślił?? Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że laserunki w światłach nie pasują, zwłaszcza, że farby (ściśle laserunkowe) mają w sobie dużo oleju i żółkną. Pokrywanie całego malowidła np. żółcią indyjską na końcu jest wg. mnie błędne, werniks plus czas i tak zrobią swoje. Łatwo to zaobserwować w pracach np. z Hudson River. Werniksy kopalowe i bursztynowe, tak ujednoliciły kompozycję obrazów, że wyglądają jak Mona Lisa, monochromatycznie (te nieoczyszczone). A przecież tak nie jest.