Dzięki za spójne info, tak właśnie myślałem. Noszę się od dłuższego czasu z myślą zakupu małego baniaczka oleju z orzecha włoskiego, ale nie wiem czy zrobić to u Kremera czy w spożywczym, ew. z ekologicznymi produktami. Ważna jest tu przede wszystkim dla mnie jakość i data wyciśnięcia. Wiadomo, każde oleum im starsze tym innych właściwości nabiera, tak ważnych dla ucierania.
Osobiście bliżej mi do starej szkoły i wszelkie nowiny traktuję z przymrużeniem powieki, ale też nie krzyczę na rozdrożach na tych, którzy eksperymentują. Nawet jeśli te media to porażka, bez wielu zapaleńców próbujących, ogół nie będzie wiedział czy iść w to czy nie. Od początków techniki olejnej, aż do XVIII wieku wiedziano jak malować samym olejem i nie zepsuć malunku. Czasy Reynoldsa datują wg. mnie początek poszukiwania nowych mediów, serie porażek i zniszczonych dzieł. Do oleju dodawano wtedy praktycznie wszystko co mogło się w nim rozpuścić. Wiele błędnych rad zostało zaszczepionych i zainfekowane nimi książki stały się podstawą wiedzy o malarstwie dawnych wieków. Teraz wymyślono zmodyfikowane oleje, które poprawiają wysychanie i pomagają farbie być elastyczniejszą. Trochę jednak wody w Wiśle upłynąć musi zanim przekonamy się o słuszności wyboru tego medium. Jeśli nasze prawnuki dostrzegą jakieś zmiany to już będzie dobrze, a jeśli my u kresu lat zobaczymy odpadające płaty farby i czerniejące kolory to serce może nas zakłóć, a widok taki przyspieszyć zejście.
Wiem przesadzam!
Tu się zgadzam z Tobą i podpisuję obiema rękami, terpentyna to największe świństwo. Nadaje się do przemywania palety, pędzli, wcierania w skórę, ale nie do rozrzedzania farb. To jakieś długo i intensywnie pokutujące przekonanie, że zaczęcie obrazu rozrzedzoną tym farbą jest procedurą dobrą. Tak zaczęto malować w czasach impresjonistów i tego nadal uczą profesorowie na uczelniach wyższych. Wystarczy przejść po salach pracownianych z malarstwa i od razu czuć, że studenci rozcieńczają swoje Louvry, Amsterdamy i Mariesy terpentyną zwykła budowlaną, albo innymi śmierdzącymi rozpuszczalnikami estrowymi. Nikt do tego nie przykłada większej wagi. Jestem wrogiem terpentyny i zawsze to powtarzam!
Zephyrze, nie ładnie mówisz o Paniach za wcześnie urodzonych!
Zephyr, chemicy opracowali wiele kolorów, których po prostu się nie opłaca produkować tylko dla artystów. Gałąź artystyczna to jakieś 5 procent branży pigmentowej. Jeśli 300 tysięcy chińskich samochodów nie będzie pomalowana załóżmy nową żółcienią z uranu, plutonu, ceru czy innego pierwiastka to nie będzie ona produkowana w ilości wystarczające do odstąpienia dla paintmakerów. Znam wiele przepisów na farby, które nie tyle że są dobre, ale przede wszystkim bezużyteczne, bo po co robić farbę podobną do zieleni chromowej, jeśli ta jest tania i wyprodukowana już w milionach ton?
Zephyr w syntetykach-organikach ja nie lubię trzech rzeczy. Pierwsza to ich nie najwyższej próby światłotrwałość i tendencja do blednięcia w mocnym świetle. Druga, to że tej farby nie czuję pod pędzlem. To są na ogół farby lekkie, bez granulacji, o drobinach wielkości kilku mikronów i mniejsze. Przez to nie są gęste i ciężkie, a takimi maluje mi się lepiej. Trzecia sprawa to mocne, jarzące kolory, od których moje wrażliwe oczy dostają łzotoku. W malarstwie które preferuję, poszukuję raczej odcieni stonowanych. Dlatego tak bardzo nie lubię wspomnianych przez Ciebie azo i kadmów żółtych. To są za mocne dla mnie barwidła i celuję w bardziej ochrowe odcienie oranżu tytanowego, żółcieni niklowej i neapolitanki.
Muszę zaprotestować w sprawie mieszania Azo z tytanówką i malowania tym.
To prosta i szybka droga to zrujnowania dzieła przez wyblaknięcia i zmiany ciepłej żółcieni w ciepłą biel. Tutaj naprawdę nie warto eksperymentować, jeśli malujemy coś poważnego, co będzie stroiło czyjąś zacną ścianę.
Masz rację Chinakrydonowa magenta to piękny kolor, ale czy chciałbyś malować nią wszystkie czerwienie na swoich obrazach? Ja pokrywam nią gęsto namalowane jaskrawe kadmy, chromy i minię tylko po to, żeby pogłębić saturację. Wyparcie farb pochodnych metali to koniec pewnej epoki, który oby nie nadszedł w naszych ekologicznych czasach. Mam nadzieję na nowe kolory, ktoś kiedyś wspominał o siarczkach ceru jako surogatach kadmów, ale to nic pewnego.