Nikt chyba nie zaprzeczy, że droższymi farbami maluje się po prostu lepiej. Droższe serie farb tak są zaprojektowane, by dawały możliwie czystsze i intensywne kolory, ale też by znakomicie pozwalały się rozprowadzać. Można malować czym się da, racja racja, Kmicic nawet swoją krwią ongiś list napisał
Wracając do źródeł tematu: są tacy, którzy lubią czyste, jednopigmentowe tubki farb i tacy, którym pasi mieć już gotowe, ciekawe miksy. Jedni wolną wychodzić od jak najczystszych i poprzez mieszanie dochodzić do zadowalających pochodnych Drudzy mają gotowce i "śmigają" nimi bez krępacji. Ja umywam ręce od osądzania co lepsze, bo to tak naprawdę interes malarza co wyciska na palecie. Aczkolwiek dobrze dla jednych i drugich byłoby omijać niesprawdzone i źle oznakowane farby, o marnej reputacji.
Są farby olejne, których używanie możemy sobie darować, a które słono kosztują. Mam tu na myśli np. wszelkiego rodzaju malachity, zielenie kobaltowe, żółcienie cynowe, autentyczne ultramaryny, kraplaki. Można je z powodzeniem zastąpić popularniejszymi i tańszymi farbami. Kadmy żółte i czerwone osobiście uznaję za nieodzowne, nie mające substytutu i łapy precz od nich urzędasy zza biurka!
Z Volegovem nie ma co się porównywać, na takim poziomie warsztatowym jaki posiada, może malować błotem z kałuży, a i tak coś z tego wyjdzie!
To jednak nie zaprzecza mojemu pierwszemu zdaniu, żadną miarą.