Choroby, które zrodziły mistrzów

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zalogowanych użytkowników i 18 gości

Postprzez Beata So, 31 października 2009, 15:29

Choroba może zniszczyć człowieka. Może też stać się tchnieniem geniuszu ...

link > http://wyborcza.pl/1,76842,4660181.html


Wklejam fragment artykułu, gdyby były problemy z linkiem… Póki jest warto przeczytać całość ;)


Choroby, które zrodziły mistrzów
Margit Kossobudzka



…Słynni impresjoniści Claude Monet i Edgar Degas cierpieli na poważne zaburzenia wzroku. Nowy styl w malarstwie powstał więc być może wcale nie w wyniku świadomego artystycznego zamysłu, tylko choroby. Król jest nagi, a malarze - ślepi.

Pusto w środku, a dookoła wszystko drga

Z kłopotami Edgara Degasa (1834-1917) mogłoby się dzisiaj utożsamić prawie 50 mln ludzi na świecie. Lekarze zajrzeliby mu w oczy i spytali: "Widzi pan faliste i zniekształcone linie? Nie dostrzega centralnej części obrazu, zatraca szczegóły? Męczą się panu oczy podczas czytania? Kolory wydają się panu bledsze i mniej wyraziste? No to ma pan zwyrodnienie plamki żółtej. Choroba ta postępuje w różnym tempie i niestety może prowadzić nawet do całkowitej utraty wzroku".

Degeneracja plamki żółtej jest główną przyczyną utraty wzroku u ludzi powyżej 50. roku życia. Nie wiadomo, co jest przyczyną tej choroby. Największą rolę odgrywa wiek: dolegliwość ta dotyczy 5-10 proc. osób w wieku 65-75 lat i aż 20-30 proc. osób w wieku ponad 75 lat. Innymi czynnikami ryzyka są: płeć żeńska, rasa biała, występowanie choroby w rodzinie, schorzenia układu sercowo-naczyniowego, palenie papierosów i wieloletnie narażenie na intensywne światło, np. podczas pracy - czyli, w przypadku Degasa, malowania - na świeżym powietrzu.

Z czasem jego charakterystyczne postaci tancerek i kobiet w kąpieli traciły szczegóły, rozedrgane stawały się nie tylko ich wirujące suknie, ale nawet fragmenty twarzy. W latach 80. XIX wieku Degas widział tak mało, że skłonił się ku rzeźbie i pastelom, jako że te techniki nie wymagały ostrego wzroku.

Nigdy nie namaluję już nic ładnego!

Kilka miesięcy temu na aukcji w słynnym londyńskim domu Sotheby's poszło pod młotek absolutne arcydzieło - namalowane przez Claude'a Moneta w 1904 roku "Nenufary", jeden z obrazów z tym motywem. Już cena wywoławcza była niebotyczna... 8 milionów funtów. Ostatecznie obraz powędruje do kolekcjonera z Azji, który wyłożył 18,5 mln funtów. Właściciele Sotheby's liczyli wprawdzie na więcej - mieli nadzieję, że padnie rekord za dzieło Moneta. W 1998 roku inna wersja "Nenufarów" (namalowana w 1900 roku) została sprzedana za 19,8 mln funtów. Właściwie trudno się dziwić, że wcześniej namalowany pejzaż osiągnął wyższą cenę. Z wiekiem Monet malował może i lepiej, ale widział dużo, dużo gorzej.

Poważne kłopoty ze wzrokiem zaczęły trapić go właśnie w 1904 roku, gdy miał 64 lata. Trudno w to uwierzyć, patrząc na "Nenufary". Tyle w nich błękitu, fioletu, zieleni - chłodnych barw, które na zawsze miały opuścić oczy artysty.

Monet malował ten sam pejzaż w różnych godzinach dnia, w różnych porach roku, w różnym oświetleniu, wydobywając coraz to nowe efekty. "Malował to, co nieuchwytne: iskrzenie światła, błysk wody, przezroczystość powietrza, drżenie liści (...). Odtwarzać pragnął słońce, zimno, wiatr, mgłę - a były to dążenia zupełnie nowe, mające wartość rewelacji". ("Od Maneta do Pollocka. Słownik malarstwa nowoczesnego", Warszawa 1995). Złudzenie było tak silne, że podczas jednej z wystaw Moneta Edgar Degas, który oglądał właśnie serię obrazów przedstawiających topole, powiedział: "Uciekam! Strasznie tu wieje. Jeszcze trochę, a byłbym podniósł kołnierz marynarki!".

Podobno inny wielki malarz, postimpresjonista Paul Cézanne powiedział o nim: "Monet to tylko oko, ale, mój Boże, co za oko!".

W tej sytuacji łatwo sobie wyobrazić, jaką tragedią było rozwinięcie się u niego zaćmy. Pierwszy raz Monet zorientował się, że źle widzi, podczas podróży do Wenecji w 1908 roku - miał wtedy problemy z dobraniem kolorów do nowego dzieła. Nie mógł ich odnaleźć na palecie. Cztery lata później wzrok mu się na tyle pogorszył, że odwiedził lekarza. Ten stwierdził zaćmę w obydwu oczach i zaproponował operację. Ale Monet się wystraszył. W tamtych czasach taki zabieg zazwyczaj wiązał się z końcem kariery.

Choroba postępowała - przez mętne soczewki świat wydawał się artyście jakby zza zamarzniętej szyby, rozmyty i blady. W 1914 roku pisał do znajomych, że kolory, które widzi, nie są już tak nasycone. Poza tym jego oczy przepuszczały tylko ciepłe barwy - żółte i czerwone. Trudno doszukać się w jego późniejszych pracach chłodu. Tak bardzo irytowało to artystę, że złościł się na swoje prace i często je niszczył. W 1922 roku stwierdził, że nie jest w stanie już stworzyć niczego pięknego. Jego prawe oko dostrzegało tylko zarysy i reagowało na światło. Lewe widziało 10 proc. tego, co uważamy za normę.

Ciemny, zamulony świat

Dzisiaj możemy pokusić się o spojrzenie na świat oczami impresjonistów nie tylko przez dzieła, które stworzyli. Amerykański okulista Michael Marmor ze Stanford University za pomocą programu komputerowego Photoshop odtworzył, jak widzi oko dotknięte zaćmą i zwyrodnieniem plamki żółtej. Wykorzystał obrazy Edgara Degasa "Kobieta susząca włosy" (1905) i "Kobieta czesząca włosy" (1886), zniekształcając je, by pokazać, jak mógł widzieć malarz pozującą mu modelkę. Połączył obraz komputerowy z wiedzą medyczną na temat poszczególnych stadiów zwyrodnienia plamki żółtej.

To, co uzyskał, robi naprawdę duże wrażenie. Jeśli rzeczywiście Degas tak źle widział, to trudno sobie wyobrazić, jak w ogóle malował. Jego obrazy z końca lat 90. XIX wieku są tak rozmyte, że trudno doszukać się jednego wyraźnego, prostego ruchu pędzlem. Dla odmiany obrazy Moneta przedstawiające japoński mostek w Giverny i nenufary, które malował u schyłku swojej malarskiej kariery, były dokładnie takie, jak wykreował je amerykański okulista - ciemne i "zamulone", jak to określał sam Monet.

O chorobach oczu obu impresjonistów znawcy sztuki wiedzieli od dawna. Jednak nikt nie mógł zobaczyć, jak naprawdę wpływało to na ich sztukę. - Można oczywiście powiedzieć, że Monet czy Degas malowali tak, a nie inaczej z artystycznych pobudek - dywaguje Marmor. - Z czasem ich prace stały się bardziej surowe, gruboziarniste, krzykliwe. Ale moim zdaniem malowali tak, bo inaczej nie mogli.

Ciekawe to stwierdzenie w kontekście tego, że później całe rzesze artystów wzorowały się na ich pracach, uznając je za celowy zabieg artystyczny i poszukiwanie nowego stylu.
Noc gwiaździsta nade mną, ziele naparstnicy w żyłach

Żółty kolor zdawał się też prześladować van Gogha, choć akurat w jego przypadku o zwyrodnieniu plamki żółtej mowy być nie mogło. Żółty był autoportret z fajką, portret Armanda Roulin, pole kukurydzy z cyprysem, przejmująco złote pole pszenicy, niezliczone wersje słoneczników, żółta była nawet nocna kawiarnia. Żółta była elewacja budynku, w którym artysta mieszkał, żółte były sprzęty i wnętrze. Wielu znawców talentu van Gogha uznawało to za kaprys geniusza, ale Paul Wolf, patolog z Kalifornijskiego Uniwersytetu w San Diego, który kilkadziesiąt lat tropi choroby słynnych ludzi, przekonuje, że zamiłowanie do żółtego koloru było skutkiem ubocznym leczenia.
Van Gogh cierpiał na epilepsję. W czasach, kiedy żył (w drugiej połowie XIX wieku), uważano, że dobrym lekarstwem na padaczkę jest picie odwaru z naparstnicy - trującego ziela o pięknych purpurowych dzwonkowatych kwiatach. Naparstnica zawiera saponiny, śluzy i glikozydy o działaniu nasercowym. Najsilniej działającym z nich jest digitoksyna stosowana w leczeniu nerwic i chorób serca. "Picie naparstnicy miało bezpośredni wpływ na siatkówkę oka van Gogha" - uważa Wolf. Malarz widział wszystko w żółtej poświacie. Dostrzegał też nieistniejące jaskrawe halo wokół niemal wszystkich przedmiotów. Doskonałym przykładem przedawkowania naparstnicy jest obraz "Gwieździsta noc" - żółte otoczki wokół gwiazd są według naukowców ułomnością wzroku, a nie genialnym pomysłem malarza.

W 1990 roku za 82,5 mln dolarów sprzedany został do Japonii portret dr. Gacheta, osobistego lekarza artysty. Melancholijnie zadumany mężczyzna trzyma w ręku gałązki ziela o purpurowych kwiatach - naparstnicy. Gachet był gorącym orędownikiem odwaru z naparstnicy, mimo że - w przeciwieństwie do lekarzy zajmujących się wcześniej van Goghiem - nie wierzył w jego epilepsję. Problemy ze zdrowiem malarza kładł na karb zbyt dużej ilości południowego słońca i zatrucia terpenty-

ną, które powodowało zawroty głowy, czerwienienie i pieczenie skóry twarzy oraz tchawicy, wrażenie palenia w odbycie, problemy psychiczne.

W objęciach Zielonej Wróżki

Czy problemy psychiczne Vincenta powodowało faktycznie zatrucie terpentyną, czy epilepsja, czy - jak chcą inni badacze - psychoza maniakalno-depresyjna, trudno dziś dociec.

Bruce Miller, amerykański neurolog, przekonuje, że szalony geniusz cierpiał na rzadką formę degeneracji mózgu - demencję czołowo-

-skroniową. Inna teoria mówi, że van Gogh pił za dużo absyntu, mocnej i modnej swego czasu wódki destylowanej z ziela piołunu, i to po-głębiało jego psychiczne rozchwianie. Nad-

używanie absyntu mogłoby też tłumaczyć skłonność artysty do widzenia świata na żółto. Substancje znajdujące się w tym trunku, zwanym z uwagi na właściwości psychoaktywne i charakterystyczny kolor "Zieloną Wróżką", to m.in. santonina stosowana jako środek na od-robaczanie u ludzi. Przedawkowanie santoniny powoduje m.in. zaburzenia wzrokowe - widzenie w barwie fioletowej, a następnie żółtej.

Absynt był popularnym trunkiem wśród francuskiej bohemy, van Gogh też od niego nie stronił. Ale czy to "Zielona Wróżka" malowała mu świat? Wątpliwe. Jak policzyli chemicy, by doprowadzić się do takiego stanu optycznego zażółcenia, trzeba by wypić 160 litrów piołunówki w ciągu zaledwie kilku miesięcy.

Z pewnością natomiast autor "Słoneczników" służy za modelowy wręcz przykład na-tchnionego szaleńca. Związków między obłąkaniem a geniuszem ludzie upatrują zresztą już od czasów starożytnych, szczególnie ci, którzy nie dowierzają, by twórczość artystyczna mogła być wynikiem prawidłowo działających procesów umysłowych. Prawdopodobnie nie bez podstaw.

Słynne postaci bohemy częściej niż przeciętny śmiertelnik miotały się w matni depresji i manii. Współcześni psychiatrzy, bazując na listach, zapiskach medycznych, doniesieniach przyjaciół i rodzin, chętnie diagnozują u nich chorobę afektywną dwubiegunową (kiedyś zwaną maniakalno-depresyjną). ”…


Świetne jest zakończenie ;)

Tyś chyba, Jadźka, oszalała

Kiedyś, gdy moja babcia chciała zostać artystką, jej ojciec na taką deklarację złapał się za głowę i zaczął krzyczeć: "Tyś chyba, Jadźka, oszalała!". No cóż, babcia, jak się okazało, miała wiele rozsądku i mocno stała na ziemi, więc kariera malarki, szansonistki lub co gorsza aktorki poszła w odstawkę. Była za mało szalona, żeby w tym zawodzie odnieść sukces. „


Czy my jesteśmy wystarczająco szaleni aby malować/tworzyć ? :lol:
Avatar użytkownika
Beata
.
...
2.
2...

.
...
2.
2...
 
Posty: 2474
Dołączył(a): Pt, 30 października 2009, 14:08

Postprzez Magdalena Sciezynska Pn, 2 listopada 2009, 17:30

nie wiem, jak inni, ja na pewno jestem szalona, czy wystarczająco.....? oj! czasem za bardzo ;)
Avatar użytkownika
Magdalena Sciezynska
.
...
1.
2.
1..

.
...
1.
2.
1..
 
Posty: 5051
Dołączył(a): So, 24 października 2009, 23:51

Postprzez Galandir Pt, 20 listopada 2009, 14:48

no coż jednym z czynników narodziny talentu jest np schizofremia, nie wiem jak jest z malarzami ale człowiek dotkniety ta chorobą nagle ukazuje swoje talenta w postaci pisania np. moj znajomy w chwili zachorowania na schiozfremię nagle zaczął pisac wiersze i zaznaczam robi to świetnie. zaznaczam ze wczesniej z polskiego był noga a pióra do ręki w mysl mu nie było brać.
Avatar użytkownika
Galandir
 
Posty: 729
Dołączył(a): Śr, 28 października 2009, 22:07

Postprzez Beata Śr, 25 listopada 2009, 18:01

Zawsze uwazałam się za normalną, dopiero jak zaczełam malować to jakies schizy zaczeły mnie dopadac :D Śnię o malowaniu. Idac ulicą rozkładam otaczające mnie przedmioty na kolory.Jak mi nie wychodzi malowanie wpadam w deprechę i mam doła. Tak dalej pójdzie to moja pasja uczyni ze mnie szaleńca i moze wrescie będe miała zadatki na malarkę :lol:
Avatar użytkownika
Beata
.
...
2.
2...

.
...
2.
2...
 
Posty: 2474
Dołączył(a): Pt, 30 października 2009, 14:08

Postprzez echium Cz, 26 listopada 2009, 23:41

Ja mam tak od niepamiętnych czasów, myślałam żem normalna a tu okazuje że szalona. Siostrzyczka mówiła żem nienormalna nie wierzyłam :D
Avatar użytkownika
echium
1...
..

1...
..
 
Posty: 199
Dołączył(a): N, 8 listopada 2009, 00:42

Postprzez DUOart Pt, 27 listopada 2009, 18:56

Dziś kochani normalność to plastik i chińszczyzna.Może trzeba powiedzieć co to jest normalność(normy ustala większość zwykle pod siebie).My robimy więc rzeczy nienormalne(tworzymy),odpowiedz- jesteśmy nienormalni.Z całą pewnością widzimy więcej ,wnikliwiej jesteśmy wrażliwsi .Wszystko to przez tą,,normalną"większość odbierane jest co najmiej jako dziwactwo(czasami nazywają to wariactwem),ale nie załamujcie się i oby takich wariatów było więcej , bo wtedy świat będzie piękniejszy i z pewnością lepszy. ;)
DUOart
 

Postprzez Fen Pt, 27 listopada 2009, 21:59

NARCYZM A ARTYZM

Jakiś czas temu, w coniedzielnej audycji radiowej Trójki “Dobranocce” poruszano kwestię prawdy, prawdomówności i autentyczności we współczesnym świecie. Jednej nocy, gdy audycja zbliżała się już ku końcowi, zadzwoniła do studia młoda kobieta, z zawodu aktorka, która drżącym, pełnym niepewności i chaosu głosem przedstawiła swój problem. Mówiła o naturze swej profesji wymagającej od niej stałego kontaktu z ludźmi, ciągłej ekspozycji, wychodzenia “do”, a nie chowania się “w”, permanentnego uzewnętrzniania się przed widownią. I charakter tego zajęcia, któremu już kilka lat była wierna, nijak miał się do jej cech osobowości. “Ona w życiu prywatnym” - nieśmiała, wstydliwa, mało komunikatywna, stroniąca od ludzi, zamykająca się w sobie, nie potrafiąca (lub nie chcąca) mówić o swoich bolączkach i “Ona na scenie” – ekspansywna, otwarta, pewna siebie, wyzywająca, komunikatywna, prospołeczna, z rozwiniętą siecią znajomości. Dwie przeciwne sobie “One” w jednej “Niej”. Jednak nie tyle jej dwie twarze stanowiły problem, ile właśnie jedna z nich – ta prywatna, rzecz jasna. Aktorka skarżyła się na to, że grono jej znajomych sukcesywnie się pomniejsza, gdyż skrytość, pomijanie kwestii dla niej trudnych, a przez to częsta wybuchowość i nieprzewidywalność zachowania, najzwyczajniej w świecie odstrasza innych, buduje mury zamiast mostów i niszczy wzajemne zaufanie. Kobieta ta, rzekomo po raz pierwszy, powiedziała komukolwiek o swoim problemie. I chwała jej za to wynurzenie; miejmy nadzieję, że wspierające słowa oraz rady prowadzącej audycję, pani Grażyny Dobroń i jej gościa (o ile dobrze pamiętam - terapeutki) przyczynią się do zmiany “in plus”. A że wynurzenie to było anonimowe i na forum, to…no cóż, ostatnio taka moda panuje na publiczne, medialne zwierzanie się z życiowych sekretów…

Wspomniana audycja wywołała we mnie burzę myśli i pytań. Dlaczego ludzie grają na scenie teatralnej bądź telewizyjnej; dlaczego piszą prozę, poezję; malują obrazy; tańczą, śpiewają w światłach reflektorów scenicznych? Skąd w ogóle ta potrzeba? Czy wynika ona z kompensacji jakichś braków, kompleksów, chęci zakamuflowania własnych niedoskonałości? Z chęci bycia oglądanym, podziwianym, oklaskiwanym? Jeśli tak, to pachnie mi tu narcyzmem. Jeśli nie, to czyżby przyczyna tkwiła w zdrowej potrzebie ekspresji siebie i umiejętności przekształcania jej we wszelakiej maści dzieła artystyczne? Prawdopodobnie obie opcje są poprawne. W zależności od przypadku możemy mieć tu bowiem do czynienia zarówno ze zjawiskiem artyzmu jak i narcyzmu.

“Artyzm”– “Narcyzm”, czyż brzmienie tych słów nie jest do siebie zbliżone? Wystarczy minimalna korekta. Czy oprócz fonetycznego podobieństwa, istnieją inne punkty styczne tych pojęć? Czy artysta to narcyz, a narcyz to artysta?

Jak mnie widzą ...

Zacznę może od zjawiska narcyzmu. Idąc za klasyfikacją psychiatryczną, DSM-IV, wyróżniającą taką jednostkę chorobową, jak narcystyczne zaburzenia osobowości, narcyz to osoba “o przesadnym poczuciu własnej ważności albo wyjątkowości, przejawiające się krańcowym skoncentrowaniem się na sobie (egocentryzm) bądź wyłącznym zainteresowaniem sobą (egoizm); pochłonięta marzeniami o nieograniczonych sukcesach, możliwościach, sile, bogactwie, świetności, piękności, idealnej miłości; mająca ekshibicjonistyczną potrzebę stałego budzenia uwagi i podziwu, nadmierną wrażliwość na zagrożenie oceny własnej wartości…”.

Narcyz nierealistycznie przecenia własne zdolności i osiągnięcia; często przekonanie o jego nadzwyczajności przeplata się z poczuciem całkowitej bezwartościowości. Relacje z innymi traktuje interesownie, wiąże się z nimi po to, by nosili oni dowody jego rzekomej wielkości. Jeśli chodzi o ocenę innych, to funkcjonuje on poprzez popadanie w skrajności – od nadmiernego przeceniania i idealizacji do całkowitego niedoceniania i dewaluacji.

Jednostki narcystyczne stale szukają podziwu i zainteresowania, są bardziej ciekawe wrażenia, jakie wywierają, niż istoty rzeczy; zależy im na pokazywaniu się w towarzystwie “właściwych” ludzi, a nie na zawieraniu bliskich i trwałych przyjaźni. Samoocena zazwyczaj jest u nich mało stabilna. Bezustannie troszczą się o to, by zrobić wszystko perfekcyjnie, a przede wszystkim o to, czy będą dobrze widziani przez innych.

Stosunki międzyludzkie bywają stale zaburzane z powodu braku empatii (niezdolność do zrozumienia i wyczucia przeżyć wewnętrznych innych ludzi). Przykładem może być irytacja, gdy poważnie chory znajomy odwołuje poprzednio zaplanowane spotkanie. Cechą znamienną bywa także tendencja do wykorzystywania innych ludzi w celu zaspokojenia własnych ambicji, pożądań i dążenia do zwiększenia swego prestiżu. Z powyższych przyczyn mogą być naruszone prawa drugiej osoby do wyłącznego posiadania czegoś (np. osobnicy narcystyczni nie cofają się przed plagiatem).

U narcyzów charakterystyczne są okresy depresyjnego przygnębiania. Często występuje tzw. “bolesna samoświadomość” wynikająca z nadmiernej troski o pozycję społeczną (zawodową), zachowanie młodości i ze stałej intensywnej zazdrości (zazdroszczą wszystkiego wszystkim). Nierzadko są nadmiernie absorbowani wszelkiego rodzaju bólami i własnym stanem zdrowia. Osobiste braki, porażki i nieodpowiedzialność zachowania znajdują łatwo wytłumaczenie poprzez wykręty i kłamstwa. W celu wywarcia wrażenia na innych potrafią udawać różne uczucia, skąd niedaleko do manipulacji.

Warto też zwrócić uwagę na reakcję tych ludzi na krytykę. Otóż na krytycyzm, niepowodzenie lub rozczarowanie reagują oni albo zupełną obojętnością, albo widocznym, uzewnętrznionym uczuciem gniewu, wstydu, niższości i upokorzenia; mogą też odczuwać pustkę wewnętrzną. Powiedz narcyzowi, że coś zrobił źle lub że coś ci się nie podobało, a będzie się zachowywał tak, jakby tego nie słyszał, bądź też “wyzywa” cię od idiotów, będzie ci robił wyrzuty i wprawiał w poczucie winy, albo zamknie się w swoim światku z poczuciem własnej beznadziejności.

Podobieństwa i różnice ...

Jak się ma zatem do narcyza artysta? Artyzm to – jak podaje Władysław Kopaliński – zdolność, umiejętność tworzenia rzeczy pięknych, mistrzowskie wykonanie dzieła sztuki; mistrzostwo artystyczne, biegłość, talent. Natomiast artysta to twórca albo odtwórca dzieła sztuki (potocznie o aktorze). To, co łączy narcyza i artysta, to fakt, iż oboje mają szansę na zdobycie popularności społecznej i podziwu. To, co ich dzieli, to wszystko to, co dzieje się przed potencjalną sławą, w jej trakcie i po niej. Czyli sposób, w jaki funkcjonują w społeczeństwie i samotności, co ich motywuje do działania, jak reagują na jego wytwory, co i jak przeżywają. Jednym słowem, dzieli och sporo.

“Artysta – pisze Z. Freud o pisarzach – posiada zagadkową zdolność formowania określonego materiału, póki nie stanie się on wiernym odbiciem wyobrażenia z jego fantazji, a następnie potrafi związać z tym przedstawieniem swojej nieświadomości sumę rozkoszy (…)”. Według ojca psychoanalizy proces twórczy przebiega w dwóch fazach:

*
pierwsza faza to przyjemność wstępna, wynikająca z nie zawsze uświadamianych do końca fantazji,
*
druga to przyjemność końcowa, polegająca na “możliwości postrzegania i przetwarzania formalnego piękna”, w które zostały przyobleczone najskrytsze marzenia i tęsknoty.

Wielu badaczy fenomenu twórczości śledzi związki pomiędzy procesem tworzenia a zabawą dziecięcą. “Czy pierwszych śladów działań poetyckich - pyta dalej Freud - nie powinniśmy szukać już u dziecka? Ulubionym i najintensywniejszym zajęciami dziecka jest zabawa. Poeta, robiąc więc to samo, co bawiące się dziecko, stwarza świat fantazji, który traktuje bardzo poważnie, tzn. wyposaża dużym nakładem emocji, odróżniając go ostro od rzeczywistości (…)”. Tworzenie więc jest dla prawdziwego artysty czymś tak naturalnym jak dla dziecka zabawa. Wynika ono bowiem z autentycznej potrzeby uzewnętrznienia siebie i wykorzystywania tego w kreatywny sposób.

Natomiast narcyz-artysta tworzy pod publikę; snuje fantazje, które dostosowuje swą formą pod gusta masy odbiorców. Chcąc zrobić dobre wrażenie na innych, przypodobać się tym, od których przecież zależy jego własna samoocena, manipuluje swoim dziełem do momentu osiągnięcia perfekcji, która powali świat. Im bardziej chce się wykazać “swoją wspaniałością”, tym więcej musi zyskać wielbicieli. Tragiczny jest fakt, iż żadne, nawet realne sukcesy nie mogą zaspokoić głodu zrodzonego z przerośniętego narcyzmu potwora, jakim jest miraż własnej wspaniałości. I tu, jak stwierdza Karen Horney, zamyka się właśnie błędne koło neurotycznej pogoni za osiągnięciami.

Artyzm (a więc i jego istota - kreatywność, twórczość) często traktowany jest jako przeciwieństwo zaburzeń psychicznych, bądź jako zjawisko występujące “na styku” choroby. Lionek Trilling w swym eseju pt.: “Twórczość i nerwica” stwierdza, że “błędem jest upatrywanie w nerwicy zakrzewia siły kreatywnej i genialności”. Wręcz przeciwnie, według niego, artysta odznacza się doskonałym zdrowiem psychicznym. Ból i cierpienie, które czynią neurotyka niezdolnym do racjonalnego działania, stają się u artysty materiałem budulcowym dla tworzenia dzieła. Człowiek chory psychicznie i neurotyk nie posiadają plastyczności w podejściu do głęboko odczuwanych stanów negatywnych, w tym i depresji, w wyniku czego doprowadza ona u nich do zawalenia się całego świata wewnętrznego i zewnętrznego. Twórcy mają dar oczyszczania swej psychiki przez umiejętność “zgłębiania i przetwarzania siebie” i z tego właśnie daru wypływa przyjemność tworzenia.

Za koncepcją twórczości jako pogranicza choroby stoi natomiast Leon Grynberg, który przypomina teorię dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego, mówiącą o tym, że aktywność twórcza rodzi się z procesu “czasowej dezintegracji” i następującej po niej reintegracji na nowej, wyższej płaszczyźnie. Dezorientacja taka zwykle ma miejsce w przypadku utraty czegoś lub kogoś bliskiego. Ludzie pozbawieni “twórczej abstrakcji” popadają wtedy w “depresyjny pasywizm”, który prowadzi ich do przygnębienia, nerwicy, a nawet psychozy, natomiast człowiek kreatywny potrafi dokonać zespolenia cech traconej osoby z własnymi doznaniami i z tego zaczynu powstaje nowe, twórcze dzieło. Umiejętność wyłączenia się z przeżywanych konfliktów i spojrzenia na nie w sposób bezemocjonalny to klucz do zrozumienia osiągnięć twórczych.

I tu jawi się następna, diametralna różnica pomiędzy artystą a narcyzem. Ten pierwszy potrafi kochać, charakteryzuje go wręcz “miłosny stosunek ze światem”, ten drugi natomiast kochać nikogo, prócz własnego odbicia w innych, nie umie.

Artysta ma większą wrażliwość zmysłową i niezwykłą zdolność postrzegania związku pomiędzy różnymi podnietami. To zmysłowe wyczulenie wpływa z jednej strony na jego bardziej intensywne związki z osobami ze swego otoczenia, z drugiej, daleko większą ekspansywność społeczną. “Artysta doświadcza miłosnego przywiązania na dobrą sprawę do każdej napotkanej osoby!” – pisze P. Greenacre. Tym sposobem może on bardziej niż przeciętny człowiek, nie mówiąc o narcyzach, kochać cały świat, z kolei ten “miłosny stosunek do świata” jest niezbędnym warunkiem rozwoju wielkiego talentu i wspaniałości. Podobnie H. Kohut twierdzi, że istota twórczości zasadza się na umiejętności nawiązywania bliskiego związku z innymi ludźmi.

Artysta potrafi spojrzeć na swoje dzieło z dystansu; finalizując jakiś wytwór, jednocześnie wychodzi z subiektywnego procesu tworzenia i poddaje go obiektywnej (na ile jest ona możliwa) krytyce. Jego zdrowa samoocena pozwala mu też na przyjęcie krytyki od innych osób w sposób konstruktywny. W przeciwieństwie do narcyza, który wybucha gniewem, czuje się poniżony lub udaje obojętność, artysta traktuje ją jako pobudkę do wzięcia pod uwagę niezauważanych przez niego dotąd aspektów i poszerzenia własnego pola świadomości.

Narcyz i Artysta, ach ta odbiegająca od przeciętnych, intrygująca para przeciwieństw! Zrozumieć ich bez pomocy teorii nie sposób. I choć nie wszystko jest takie jasne jak teorie, a samo życie non-stop pisze coraz to nowsze i ciekawsze scenariusze, które można byłoby rozgryzać i roztrząsać ciągle na nowo, to koncepcje pana Freuda czy Tirllinga, pani Horney, Greenacre i innych przybliżyły mi w jakimś stopniu istotę zjawiska narcyzmu i artyzmu. Uzyskałam, przynajmniej po części, odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Jedyne, co nadal nie daje mi spokoju, to ta młoda aktorka, która zadzwoniła pewnej nocy do pani Grażyny Dobroń ze swym problemem. Zadzwoniła po to, by podzielić się nim w sposób anonimowy. Przed anonimowym, szerokim audytorium ...

Źródła:

http://psychodnia.pl/pl/zabiegowy/konsy ... rcyzm.html
MAŁGORZATA RAPACZ
Literatura:

1. Pospiszyl K., 1995, “Narcyzm. Drogi i bezdroża miłości własnej”, W-wa, WSziP.
2. Popek S., 1998, “Twórczość artystyczna” w “Encyklopedia psychologii” red. Szewczuk W., W-wa, FI.
3. Kopaliński W., 1994, “Słownik wyrazów obcych zwrotów obcojęzycznych z almanachem”, W-wa, WP.
Fen
 

Postprzez ps1777fin N, 27 listopada 2011, 23:43

Ja to boję się iść do lekarza. Spodziewana diagnoza? Dożywocie w "ośrodku wypoczynkowym w Tworkach". Nie miałem jeszcze jakiejkolwiek akcji artystycznej aby nikt nie zapytał mnie czy się leczę, co biorę (wnioskuję że nie chodzi o witaminy) albo czy wszystko ze mną w porządku.
Avatar użytkownika
ps1777fin
 
Posty: 31
Dołączył(a): Pn, 17 stycznia 2011, 18:54
Lokalizacja: Będzin


cron