przez Jagoda Wt, 26 czerwca 2012, 19:44
Mnie od zawsze interesował pejzaż, miałam krótkie przygody z "martwą" i portretem, ale to tylko epizody ,niezbyt ciekawe.
Natura otacza mnie zewsząd, mieszkam na wsi, na odludziu, mogę patrzeć przez okno i malować kwitnące drzewa , złote łany zbóż, szare jesienne pola. Kocham te widoki i nic na to nie poradzę...właśnie stąd czerpię inspirację.
Parę dni temu, będąc na spacerze, utkwił mi w pamięci taki oto widok, który już powoli realizuję na płótnie: na tle zachodzącego słońca, prawie granatowy krzew, obok kawałek złotego w słońcu pola, na tle krzewu kępa kwitnącej koniczyny, kwiaty koniczyny wyraźnie "świeciły", tak bardzo eksponowały się na ciemnym krzaku....ot i wszystko, tak niewiele a jednocześnie tak dużo.
Sposób Krysi bardziej godny uwagi, właściwy i perfekcyjny, szkicowanie, obserwowanie otoczenia...każdy ma swoje metody, ja pozostaję "w moim świecie".
Być może niektórzy nazwą to "malowaniem , ciapaniem krzaczków i drzewek, kwiatków i kapliczek", ale jest mi to zupełnie obojętne.