zephyr7 napisał(a):
Wcześnie artyści nie mieli innego sposobu utrwalenia tematu, niż sporządzenie rysunku.
Szkic pomaga wyćwiczyć oko i rękę. Dobre oko pomaga w portretach, pewna ręka niezbędna jest przy szczegółach: np. przy malowaniu ulinowania statku, blików na ikonie, itp.
grullo napisał(a):
Panie i Panowie, artyści i malarze, podane przeze mnie przykłady nie miały na celu pokazania jakie malarstwo preferuję i w jakim gustuję, ale chciałem najzwyczajniej zapytać jak się przygotowujecie do pracy.
Na sporządzenie rysunku czy szkicu trzeba mieć czas a że ja zawsze w biegu jak mi coś w oko wpadnie, więc wyręczam się telefonem w celu szybkiego złapania tego, co mi wpadło w oko. W trakcie wypoczynku zawsze jestem z rodziną, której też nie chcę katować czekaniem na mnie, więc szybka fotka nie zakłóca czasu, który spędzamy razem (tu zawsze jestem zaopatrzona w lepszy sprzęt niż telefon
). Gdy mam czas analizuję to, co wypstrykałam. Często maluję kwiaty a one czy w naturze, czy w wazonie nie doczekają końca malowania. Każdego dnia zmieniają kształt i kolor zmierzając ku końcowi, znowu czas, jego szybkie przemijanie bierze górę i ponownie ratunkiem jest aparat fotograficzny. To jest pierwszy etap, ale nie zawsze tak było. Moje początki malowania wyglądały zupełnie inaczej. Zaczynałam od malowania martwych natur, tak, więc trzeba było ustawić kompozycję nanieść szkic na płótno, co robiłam ołówkiem i namalować obraz a na wszystko trzy godziny. Na początku miałam problem ze zmieszczeniem się w tym czasie ze szkicem a co tu mówić o malowaniu
Dziś wygląda to inaczej. Zanim rozpocznę staram się poukładać rozplanować wszystko w głowie. Dokładnych szkiców nie robię, ponieważ i tak w trakcie malowania, co innego wychodzi, dochodzi kolor i często wymusza to zmianę całej koncepcji, więc szkoda mi czasu na szkicowanie. Dodatkowo mam dziwną przypadłość, mianowicie gryzie mnie ołówek, więc go unikam
Nanoszę na płótno delikatny zarys kompozycji i tego, co będę malować. Tylko ogólne kształty bez szczegółów. Kiedyś robiłam dokładny szkic, ale okazało się, że w trakcie malowania i tak zamalowuję szczegóły, więc doszłam do wniosku, ze nie ma, co se robić podwójnej roboty. Zarys na płótnie robię kredkami akwarelowymi lub rozcieńczonymi farbami np. przy olejach farba i sporo terpentyny. Kredki akwarelowe fajnie się sprawdzają dla osób, które cieniutko malują, ponieważ wtapiają się farbę i nie przebijają jak ołówek i nie brudzą farby jak węgiel. Jeśli ktoś wykonuje dokładniejsze szkice na płótnie, łatwo można wprowadzać poprawki, wystarczy pędzelkiem z wodą zmyć akwarelkę. Jak mam więcej szczegółów zarysy nanoszę w kilku kolorach, aby się nie zagubić
Potem zabieram się za podmalówkę? Robię ją na bazie terpentyny, która ma za zadanie odtłuścić podłoże i daje pierwszą jak najchudszą i najcieńszą podstawę do dalszej pracy. Podmalówkę robię w kolorze tzn. używam różnych kolorów, aby nadać już na tym etapie ogólne kolorystyczne rozeznanie planów i zakrywam każdy milimetr płótna nie zostawiając nigdzie białych miejsc. Wprowadzam również cienie, aby po osadzać wszystko, całość nadal ma charakter ogólnego zarysu. Czekam dzień aż wszystko dobrze wyschnie. Zazwyczaj po kilku godzinach już jest suche, ale następnego dnia spogląda się na świeżo i łatwiej ocenić dalsze kroki i ewentualne poprawki. Potem zaczyna się malowanie przerywane medytacją. Mój mąż często się pyta "..A co Ty tak siedzisz i patrzysz na ten obraz ? "
Takie monety odpoczynku i analizowanie następnych kroków czasami zajmują więcej czasu niż samo malowanie
Dopóki maluję obraz stoi w widocznym miejscu abym przy okazji codziennych czynności mogła zerkać, jeśli wpadam w martwy punkt, z którego nie wiem jak wybrnąć to wynoszę obraz i przez dłuższy czas odpoczywam od niego. Tak to miej więcej wygląda u mnie, przynajmniej teraz a jak będzie za kilka lat to się okaże