przez Waldemar Jarosz Pn, 4 października 2010, 18:41
Poczytajcie!
Proces prawidłowej atrybucji dzieł sztuki, wpisujący się w szerszy kontekst zagadnień artystycznych i prawnych dotyczących oznaczenia autorstwa, nierozerwalnie związany jest z problematyką sygnowania.
Jakkolwiek specjaliści podkreślają, iż podpis na dziele sztuki powinien być oceniany z niezwykłą ostrożnością, zazwyczaj już w końcowym etapie badania autentyczności obiektu, to nadal zdarza się, iż dzieło z sygnaturą bezkrytycznie uznawane jest za oryginał.
Niestety obowiązujące przepisy nie zawierają regulacji odnoszących się wprost do pojęcia sygnowania, lecz posługują się pośrednio konkretnymi instytucjami zawartymi w prawie autorskim, cywilnym czy karnym.
Aspekty „negatywny” i „pozytywny”
Przede wszystkim wraz z powstaniem dzieła, artysta w sposób automatyczny uzyskuje nie tylko prawo do jego autorstwa, lecz także – wedle własnego wyboru – do oznaczenia obiektu własnym nazwiskiem, pseudonimem czy też prezentowania go w sposób anonimowy. W konsekwencji uznaje się, iż w ramach powyższych autorskich praw osobistych można wyróżnić tzw. „aspekt negatywny”, to jest możność żądania przez twórcę od innych, aby uznali jego autorstwo, a także tzw. „aspekt pozytywny” wyrażający się w tym, iż artysta może sygnować swoją pracę w sposób przez siebie wybrany.
Oznacza to, iż w świetle prawa pojęcie sygnowania obejmuje nie tylko własnoręczny podpis, zawierający pełne imię i nazwisko, często połączony ze wskazaniem daty i miejsca wykonania, lecz w istocie każdy wybrany przez artystę znak czy symbol wskazujący na autorstwo. W podobny sposób należy traktować, spotykane zazwyczaj w dawnym malarstwie, oznaczanie dzieła znakiem, figurą geometryczną, wizerunkiem zwierzęcia czy monogramem. W niektórych przypadkach, sposób oznaczenia autorstwa, ze względu na swoją charakterystykę, wpisuje się w historię sztuki z niezwykłą wyrazistością.
Wystarczy wspomnieć obraz Małżeństwo Arnolfinich, na którym artysta nad lustrem umieścił inskrypcję Jan van Eyck tu był, 1434. Krój liter, nawiązujący do piętnastowiecznych dokumentów prawnych, w zestawieniu z symboliką całego przedstawienia, pozwala przypuszczać, iż Jan van Eyck był nie tylko autorem dzieła, lecz także w rozumieniu prawa świadkiem ceremonii zaślubin pary. Z kolei w przypadku Albrechta Dürera monogram AD stanowił niejako certyfikat jakości i niezwykłego kunsztu artystycznego, rzecz jasna wykorzystywanego bezceremonialnie przez mniej zdolnych artystów czy fałszerzy. Nota bene – proces Luki Giordana, oskarżonego o sfałszowanie obrazu Chrystus uzdrawiający kaleki, sygnowanego nazwiskiem mistrza, skończył się wyrokiem, w którym zakwestionowano bezprawne posługiwanie się monogramem AD. Jednakże, pomimo oczywistego plagiatu, nie nakazano zniszczenia obrazów, uznając, iż nie sposób karać wyłącznie za to, iż praca została wykonana z kunsztem „równym” samemu Dürerowi.
Zupełnie zrozumiałym jest, iż prawny aspekt sygnowania dzieł sztuki uległ w toku wieków całkowitej rewolucji. Wraz z rozwojem rynku dzieł sztuki prawidłowa atrybucja zyskała bowiem kluczowe znaczenie dla ustalenia wartości rynkowej obiektów. Podobnie zmiana statusu artysty, od anonimowego rzemieślnika do geniusza tworzącego unikalne pod względem artystycznym, a co za tym idzie wartościowe materialnie dzieła, pozostawała w ścisłej relacji do rozwijającego się prawodawstwa. Natomiast przypadki, w których artysta świadomie sygnuje prace swoich uczniów w celu podniesienia ich wartości, jak uważa się, że czynili to Rubens, Rembrandt, Corot czy Ingres, pozostają obecnie rzadkością. Relatywnie współczesne sytuacje, kiedy Pablo Picasso podpisywał nie własne prace, czy Salvador Dalí rozdawał czyste płótna ze swoim podpisem, rozpatrywać należy bowiem wyłącznie w kontekście świadomego kreowania wizerunku twórcy, czy też swoistej manifestacji artystycznej.