Jagódko, "tosz to apsórt isz szwajceneger jeździł po domu motórem do tyłu"
Jak napisał Doerner, znajomość technologii w malarstwie nie ogranicza artysty, a wręcz przeciwnie - daje mu większą swobodę w komponowaniu i tworzeniu dzieła.
Bezmyślne mazianie farbami kończy się tak
vhttp://nashvilleartsmagazine.com/wp-co ... 90x423.jpgMożna łamać zasady, jeśli da się przewidzieć końcowy wynik. Van Gogh podobno wiedział, że żółcień chromowa ciemnieje, Lautrec wiedział, że malowanie na niezagruntowanej i nieodtłuszczonej płycie spowoduje łuszczenie i odpadanie farby. Nie mówię, że te zabiegi były w każdym przypadku celowe, ale autorzy mieli pewną swiadomość występowania takich a nie innych efektów.
Sam na przykład, kiedy maluję coś pod "ikonę" albo renesansowy obraz i chcę go "postarzyć", nanoszę laserunek na grubszą warstwę farby. Po kilku tygodniach pojawią się leciutkie, rysy i spękania. Ale to jest OK, kiedy mi o taki efekt chodzi.
Malowanie na "jakoś to będzie", to trochę takie prowadzenie samochodu siedząc plecami do kierownicy
Da się, tylko po co?
Wiesz, że kładąc na płytę cieniutką warstwę akrylowego gruntu nie tylko przedłużasz życie obrazu o kilkadziesiąc lat, ale także wzmacniasz świetlistość całej kompozycji. Obraz traci kiedy substancje zawarte w farbach przenikną do włókien płótna, albo do wnętrza płyty. Tak samo, obraz może się odbarwić, przebarwić, zmienić strukturę, wykruszyć - jeśli do farb którymi malujemy dodamy nieodpowiednich substancji, np. tanich chińskich mazideł.
Sam chciałbym wiedzieć o dobrych praktykach w malarstwie jak najwięcej - niestety nie mam skąd czerpać tej wiedzy. Dostępne materiały dotyczą albo przestarzałych (żółcień strontowa, biel kremska, itp.) albo niedostępnych w Polsce produktów. Dysponując podobraziem z Liedla przeciętny kowalski nie wie, jak powinien je zabezpieczyć i od razu zabiera się do malowania...