Masz rację, abstrakcja to trudny temat. To właściwie pominięcie całej warstwy "znaczeniowej" i gra na emocjach, odczuciach odbirocy przy pomocy koloru, mediów, pracy pędzla, itp. Sam bym się takiego tematu nie podjął.
Oczywiście, że trzeba przejść całą "szkołę" malarstwa, żeby nauczyć się widzieć, odbierać, a tym bardziej tworzyć abstrakcję. Nie jestem jednak pewien, czy zawsze jednoznacznie da się oddzielić artystę od nie-artysty, bo dla mnie (być może profana) nie wszystkie "abstrakcje" są sztuką, choćby nawet zostały "popełnione" przez znanych malarzy.
Rothko, Pollock, Matisse, Kadinsky - opracowali zupełnie nowy środek wyrazu, oglądający odczuwa "coś" (trudne do zdefiniowania) wyłącznie na nie patrząc. Podczas gdy oglądając niektóre prace w znanych galeriach odczuwa się tylko zażenowanie niskim poziomem prac.
Co do samej nauki, to zgodzę się z Dyziem z Furny, że początkującemu powinno się dać pewną swobodę, niech sobie pomazia do woli, oswoi ze sztuką, nauczy się rozróżniać style, zacznie używać różnych technik, itp. Następnie, powinien znaleźć mistrza, a jeśli takiego nie ma - zacząć kopiować obrazy mistrzów.
Jeśli chodzi o proporcje, błędy kompozycyjne - nie wybrzydzajmy. Historia zna wielu wybitnych malarzy, którzy mieli z tym ogromne problemy. Cezanne, na przykład, był ponoć beznadziejnym rysownikiem - odrzucany przez szkoły dla artystów, wyśmiewany przez innych malarzy. Jednak jego upór i praca sprawiły, że pewnego dnia, mógł przyjrzeć się swoim obrazom i stwierdzić "Hej, właściwie wcale nie są takie złe!".