Wiadomo, zaczynaliśmy kiedyś przygodę ze sztuką , nasza wiedza i warsztat nie od razu był poprawny, z biegiem lat dochodzimy do wprawy, inaczej patrzymy na pewne rzeczy , doskonalimy się , ale przychodzi czas gdzie jesteśmy w miarę "ustabilizowani" , osiągamy swój Broad Peak (przynajmniej wszystko na to wskazuje ) i dalej tylko constans.
Czy nie jest tak, że ogranicza nas pewien zasób wrażliwości , wrodzonych umiejętności i predyspozycji do malowania tak a nie inaczej.
Patrząc na twórczość znanych artystów, których już nie ma na tym świecie, widzę niekiedy skromne początki i rozkwit , który jest jednocześnie końcem . Końcem, w sensie powstawania wspaniałych dzieł na tym samym poziomie.
Patrząc na swoje prace, cały czas coś mi nie pasuje, coś chciałabym zmieniać, ale i tak "ogólnie" pozostaje w "moim klimacie" ...czyli coś w tym jest...może powinnam powiedzieć "dość" i malować tak jak jestem "zaprogramowana"


Zapraszam do dyskusji, chociaż temat pewnie nie najciekawszy
