Mi najczęściej ucieka biel, ale co dziwne, również czerń kostna. Umbra i siena palona też schodzi. Maluję często nie starając się mieszać jakoś wyrafinowanie kolorów, po to, że nie zrobić jakiegoś mydła. Uwielbiam ceruleum, które dodaje ostatnio masowo do ultramaryny i rozbielam tytanową. Zacząłem używać ostatnio niszowych kolorów, ale wiem że można je zastąpić, to są: zieleń kobaltowa, wg. mnie można ją zastąpić; żółcień strontowa idzie w dużych ilościach do fajnej zielonej trawy, tytanian-chromu żółty do skóry, czasem żółcień chromowa ale raczej do zieleni. Błękit pruski, który niestety nie cieszy się nieposzlakowaną opinią jest wg. mnie przydatny, choćby do podmalówki, a jest bardzo wydajny.
Słyszałem, że minia ołowiowa jest bardzo wydajna, że można nią podmalować płótno i pozbyć fakturalnie tych guzków i węzełków na płótnie.
Są kolory, których kupna się wstydzę. Mam sevre blue, ziemię zieloną podbitą viridianem, żółcień azo, vermilion z serii Van Gogh, żółcień neapolitańską z Goghów. Te kolory są po prostu tandetne i jestem pewien, że poleżą nienaruszone na dnie szuflady. Pochodzą z dawnych, głupich lat niewiedzy.
Natomiast jestem zauroczony, fioletem manganowym, zwanym mineralnym, naprawdę fajny kolor. Warto się przełamać i spróbować.
